Czas spływu: 4.08 – 13.08
Długość trasy: 100,5 km
Uczestnicy: Tadzik, Kasia, Magda
Władek, Agnieszka
Bolek, Ania, Mikołaj
Teresa, Karol
Flora – jamniczka
Pufcia-towarzyszka Flory
Wspomnienia:
- Pierwszy wspólny spływ kajakowy
- Samochody odstawiamy do Rucianego, gdzie mamy zakończyć spływ. Tylko dyżurny samochód wraca z kierowcami do Sorkwit – początku spływu.
- Pierwszy nocleg wypada na „krowiej łące”, gdzie zatrzymujemy się z powodu zbliżającej się burzy. Pasące się cielaki są niezbyt zachwycone, ale gospodarze są nam przychylni.
- Krutynia jest cudownie przejrzysta, a w wodzie rosną, według Magdy, rośliny przypominające juki i agawy, a czasem zatopioną dżunglę amazońską.
- Rzeka wije się meandrami.
- Płyniemy nie tylko rzeką, ale i przepływamy jeziora.
- Przez cały czas straszą nas burze, jedna z nich dopada nas za Spychówkiem. Mżawka zamienia się w ulewę, a ta w pewnym momencie sypie gradem wielkości grochu. Niezbyt to przyjemne, zwłaszcza gdy nie ma gdzie uciekać i siedzi się w szuwarach.
- W nocy niebo skrzy się gwiazdami – tak jak tylko może być w sierpniu. Magda pierwszy raz widzi lecący sputnik i spadającą gwiazdę.
- Pierwsza przenoska w Babiętach idzie bardzo sprawnie dzięki dzielności naszych panów.
- Zatrzymujemy się w rezerwacie „Królewska sosna” i podziwiamy pomnikowe drzewa.
- Na jeziorze Mokre goni nas granatowa chmura. Przestraszeni wiosłujemy tak, że nie zauważamy, że przepływamy całe jezioro.
- „Rada młodszych” decyduje o jednym dniu odpoczynku, na co „rada starszych” łaskawie się zgadza
- Pole namiotowe, na którym się zatrzymujemy wydaje się z początku ciche i sympatyczne. Ale niestety były to tylko pozory. W nocy sąsiednie, podpite towarzystwo jest dość głośne. W pewnym momencie dołącza się do nich również podpity „tubylec”, który po raz kolejny opowiada swój życiorys. Relacja Agnieszki: „nie wytrzymuję tego i wściekła wychodzę odważnie z namiotu ubrana w pidżamę z rysunkiem Dosi na biuście (świnka – logo proszku do prania) z saperką w ręku.Podchodzę do towarzystwa mówiąc, że mam tego życiorysu potąd! potąd! potąd! (pokazuję na szyi palcem dokąd mam jego opowiadania) Wiem co było przed tym i co będzie po tym. Ma być spokój, bo ja taj chcę!!! Młodzieniec, do którego były skierowane te słowa był tak zaskoczony widokiem, który zobaczył i słowami, które usłyszał, że tylko umiał powiedzieć, że: ”to to nas chyba nie lubi”.Interwencja pomogła i zrobiło się cicho.
- W lasach rośnie pełno grzybów, które uzupełniają nasze menu.
- W pobliżu wioski Krutyń niestety rzeka przypomina autostradę – tłoczno i gwarno.
-
"Anka, weź tę cholerę muchę" ( która koniecznie chciała jeść Bolusia chlebek)
- Bolek gubi bezpowrotnie w rzece okulary.
- Flora nie jest psem – żeglarzem.
- Pufcia wręcz przeciwnie-wcale jej nie słychać.
- W Iznocie niestety kończy się spokój i cisza. Wpływamy do cywilizacji.
- Na Bełdanach pływają żaglówki, motorówki i skutery wodne.
- Chcieliśmy zobaczyć stado tarpanów, które lubią podchodzić do brzegu, ale one mają nas w nosie i nie pokazują się.
- Śluzę na Guziance pokonujemy w ścisku – panuje tu prawo silniejszego – wpływamy na jezioro Nidzkie i kończymy spływ w Rucianym.