Czas: 25.06 – 4.07
Dystans: 552
Trasa: Gryfino – Templin – Kummerowsee – wyspa Rugia – Penemunde –
Świnoujście – Gryfino
Wspomnienia:
– Do Niemiec jedziemy zaraz po spływie kajakowym na Piławie
– Robimy sobie jeden dzień przerwy w Piasku – w gospodarstwie agroturystycznym tuż nad granicą. Jest to dawna wartownia wojskowa, a wcześniej była tu leśniczówka. W gospodarstwie mieszkają świnki, dziki, pawie i papużki. W stawie pływają karpie.
– Po podwórku chodzi też piękny , mały kotek, którego dokarmiamy pasztetem.
– Jedziemy do Gryfina, gdzie na podwórku Dyrekcji Parku Krajobrazowego Doliny Dolnej Odry, zostawiamy nasz samochodzik. Pani dyrektor, była studentka mojego taty, jest nam bardzo życzliwa. Tylko dziwi się, że chce nam się jechać rowerami. Proponuje canou i pływanie po terenie Parku. Może w następnym roku?
– Granicę przekraczamy w Gryfinie, przejeżdżając przez most na Odrze
– Ścieżki rowerowe na terenie Niemiec są prawie idealne. Często wyasfaltowane, albo są też w postaci bitej drogi. Prowadzą z dala od ruchliwych szos, a jeśli jednak przybliżają sie do takiej drogi, to prowadzą równolegle. Są też oznakowane. Nam udało się kilka razy nie zauważyć skrętu. Mściło się to nadłożeniem drogi.
– Nie wyszło nam też skracanie drogi. Skróty okazały się drogami pełnymi dziur i często piaszczystymi.
– W napotkanych wioskach nawierzchnia dróg zmienia się niestety w „kocie łby”
– Drogi rowerowe prowadzone są tak, że prawie nie spotyka się sklepów. Aby uzupełnić prowiant, trzeba odbić w bok.
– Pogoda nas nie rozpieszcza, ale nie jest tak źle. Rano wyruszamy ze słońcem. Około godziny 14 -15 zaczyna się chmurzyć, później zaczyna mżyć lub padać. W czasie rozbijania namiotu i jedzenia obiadu deszcz ustaje. Możemy nawet iść na spacer. W nocy pada deszcz, który nad ranem ustaje itd. Nawet wichura, która przechodzi nad Europą Środkową nie jest taka straszna. Wieje w nocy, a my nocujemy w zagłębieniu i wiatr przelatuje górą.
– Niemieckie campingi dbają o turystów. Prawie w każdym można zamówić świeże bułeczki. Rano czekają zapakowane, jeszcze gorące.
– Za ciepłą wodę trzeba na ogół płacić osobno, w niektórych wliczone jest to w cenę pobytu.
– Na początku jedziemy przez lasy Mecklemburgii. Mijamy też liczne jeziora.
– Mecklemburgia przypomina trochę nasze Mazury.
– Mieszkańcy mijanych osiedli często hodują konie, kuce a nawet osły. W Mecklembyrgi widzimy stada krów i owiec.
– Jako, że jest to teren jezior i rzek widzimy i często też, słyszymy żurawie.
– Przy drogach rosną kanie, które niestety musimy zostawić. Nie przetrwałyby transportu rowerem.
– Na Rugię płyniemy z Stahlbrode.
– Południowa Rugia jest właściwie prawie płaska , więc na początku jedzie się wspaniale. Później „zaczynają się schody”- W górą, w dół itd.
– Dojeżdżamy aż do Kap Arkona – najdalej wysunięty na północ skrawek Niemiec. Jest tam latarnia morska i pozostałości po stacjonujących tam wojskach. Na tym terenie znajdują się bunkry byłych wojsk chemicznych 6 floty NRD.
– Z przylądka rozciąga się wspaniały widok na morze. Wierzymy na słowo. W czasie naszej obecności niestety pada deszcz.
– Zjeżdżając z przylądka zatrzymujemy się na campingu Juliusruh. Na nasz widok ( jesteśmy przemoczeni), prowadzący camping załamuje ręce. Nie wiemy czy to sprawiło, że zamiast 18 Euro płacimy tylko pięć. Na dodatek dostajemy dwa darmowe żetony do prysznica. Są jeszcze porządni ludzie!
– Jedziemy do Parku Narodowego, aby zobaczyć słynne klify Konigstuhl. Jak na mnie jest to bardzo ambitne przedsięwzięcie. Jest bardzo górzyście. Dużą część musimy prowadzić rowery. Rowery zostawiamy na parkingu i dalszą drogę, ok. 3 km, musimy pokonać pieszo. Wejście na klif kosztuje majątek – 12 Euro od osoby. Tadzik twierdzi, że jak tu już doszliśmy, to trzeba zapłacić Płacimy i podziwiamy piękne widoki.
– Nagrodą za trudy wjazdów jest bardzo długi zjazd.
– Ścieżki rowerowe na wyspie prowadzą wzdłuż wybrzeża. Często rozciąga się z nich przepiękny widok na morze.
– Wrażenie niestety psuje silny wiatr i padający od czasu do czasu deszcz.
– Na ląd wracamy z Lobba i dopływamy do Penemunde.
– Na kampingu w Lobba przeżywamy chwilę niepewności. Pani w recepcji nie jest pewna czy promy na ląd odpływają, a jeżeli tak to czy zabierają rowery! Dzielny Tadzik wsiada na rower i jedzie ok. 4,5 km do portu żeby sprawdzić czy odpłyniemy z tego miejsca, czy musimy jechać jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Na szczęście prom odpływa tak jak jest napisane w prospekcie.
– W Penemunde oglądamy łodzie podwodne z czasów II wojny światowej. budzące strach na morzach i oceanach.
– Tam też zapada decyzja i zamiast jechać wzdłuż granicy, jedziemy prosto do Polski.
– Jedziemy wzdłuż wybrzeża przez nadmorskie kurorty. Ostatnie 20 km pokonujemy w deszczu.
– Przed granicą Niemcy żegnają nas stadem dzików, spacerujących swobodnie przy drodze. Budzi to sensację wśród turystów i straży granicznej.
– W Świnoujściu udaje się nam wynająć domek kempingowy. Tadzik uważa, że „starym” kościom się coś należy i ostatnie dwie noce śpimy w normalnych łóżkach.
– Jeden dzień spacerujemy po Świnoujściu, dziwiąc się, jak można wypoczywać w takim ścisku i hałasie.
– W ostatnim dniu ładujemy rowery na pociąg i jedziemy do Szczecina Dąbie. Ostatnie 28 km do Gryfina pokonujemy rowerami.
– Samochodzik czeka. Żegnamy się z Panią Dyrektor i wracamy do domu.
– Jedziemy cały czas wzdłuż wybrzeża, przez nadmorskie kurorty. Ostatnie 20 km niestety pokonujemy w deszczu.
– W Niemczech żegna nas stado dzików spacerujących spokojnie przy drodze wzbudzając sensację wśród turystów i straży granicznej.
– W Świnoujściu udaje się nam wynająć domek kempingowy i ostatnie dwie noc spędzamy pod dachem.
– Coś nam się należy od życia i jeden dzień leniuchujemy, spacerując po Świnoujściu i dziwiąc się jak można odpoczywać w takim ścisku i hałasie.
– W Świnoujściu pakujemy rowery na pociąg i jedziemy do Szczecina Dąbie. Tam wysiadamy i ostatnie 28 km do Gryfina pokonujemy rowerami.
– Samochodzik czeka, pakujemy się dziękując pani Dyrektor i wracamy do domu.