Trasa: Alberobello – San Giovani Rotondo
Dystans: 217 km
Nad ranem przyszła burza z ulewnym deszczem. Jak to dobrze, że nie musimy składać namiotu! Wokoło są same kałuże. Idziemy do baru a tam po upewnieniu się, że jesteśmy Polakami, pani z recepcji przygotowuje dla nas śniadanie a na drogę dostajemy croissanty. To się nazywa życie turysty!
Niestety opuszczamy gościnny kamping i jedziemy dalej. Zatrzymujemy się na chwilę w Castelano ( spodobała nam się kopuła kościoła widoczna z drogi). W kościele umieszczony jest obraz Matki Boskiej z XIII w.
Zjeżdżamy w kierunku Półwyspu Gargano. Rozpoczyna się ulewa, właściwie oberwanie chmury. Przed szybą samochodu ściana deszczu, prawie nic nie widać, a z autostrady nie ma gdzie uciec. Wszystkie samochody jadą, grzecznie powoli. Gdy mamy skręcać w stronę Monte Sant’Angelo deszcz ustaje. Jedziemy serpentynami coraz wyżej. Na szczycie góry wznosi się jedyna w swoim rodzaju bazylika. Na wysokości 856 m n.p.m. znajduje się sanktuarium ku czci świętego Michała Archanioła. Do krypty, ze skałą na której ukazał się ludziom schodzi się po stromych schodach. Podtrzymywana przez dwa anioły tablica z napisem „Pielgrzymie, padając pokornie na kolana, uczcij tę skałę. Bowiem miejsce, w którym się znajdujesz, jest święte” . Niestety nie można tutaj robić zdjęć.
W miasteczku stoją również ruiny zamku templariuszy.
Mniej krętą drogą zjeżdżamy do, odległego o niecałe 30 km, San Giovani Rotondo.
I tutaj zdarzył się cud. Spotkaliśmy anioła. Przez dłuższą chwilę nie możemy znaleźć zapisanego adresu. Zapytana pani coś długo tłumaczy po włosku, kierowca samochodu coś nam pokazuje ale my i tak nic nie rozumiemy. Nawigacja ciągle każe nam gdzieś skręcać,a tu uliczki tak wąskie że z trudem zmieściłaby się nasza przyczepka rowerowa. I nagle, nie wiadomo skąd, staje przed nami mężczyzna i pokazuje nam, że nas zaprowadzi pod wskazany adres. Tadzik idzie z nim a ja prowadzę samochód uliczkami szerokości auta, o milimetry mijając lusterkami mury domów. W międzyczasie zaczyna padać deszcz. Wskazany adres okazuje się nie tym co potrzeba. Pani mieszkająca w tym domu dzwoni do jakiejś polskiej przewodniczki turystycznej. Ta tłumaczy nam gdzie właściwie mamy dojechać. Mówi to po włosku naszemu przewodnikowi. Tadzik wciska się na bagaże z tylne siedzenie, a nasz wybawiciel koło mnie i jedziemy. Jak ja wyjechałam z tych uliczek? Jedziemy pod wskazany adres. Długo w deszczu szukamy wejścia do Domu Pielgrzyma prowadzonego przez ss kapucynki. Dopiero jak już znaleźliśmy się w środku, pan upewnił się że wszystko jest w porządku i na słowa że jest aniołem, machnął ręką i rozpłyną się w strugach deszczu.
Dostajemy duży pokój z łazienką. Można odetchnąć po emocjach poszukiwania.
Wieczorem idziemy do pobliskiego kościoła, gdzie odbywają się uroczystości Matki Bożej Łaskawej. XV wieczny obraz stoi przy ołtarzu głównym. Mszę św. Odprawia miejscowy biskup. Jutro jak nie będzie padało odbędzie się procesja ulicami miasta. Przyległe ulice ustrojone są kolorowymi lampkami.
Następnego dnia rano podjeżdżamy autobusem do sanktuarium św. Ojca Pio – kapucyna, stygmatyka, gorliwego spowiednika u którego spowiadali się nie tylko prości ludzie ale i politycy i aktorzy. Deszcz przestaje na tą chwile padać. Jesteśmy jak na warunki włoskie bardzo wcześnie (przed godz. 9.00) Na terenie sanktuarium mało ludzi. W biurze pielgrzyma dostajemy plan w języku polskim. Pierwsze kroki kierujemy do dolnego kościoła, gdzie w oszklonym sarkofagu spoczywają doczesne szczątki św. Ojca Pio z Pietrelciny. Schodzi się tam po rampie ozdobionej mozaikami. W krypcie zastajemy tylko kilka osób modlących się pozwala to nam na chwilę modlitwy i zadumy.
Idziemy do kościoła górnego konsekrowanego w 2004 r. Jego wielkość pokazuje, jak dużo pielgrzymów odwiedza to miejsce.
Nieopodal stoi stary kościół i Sanktuarium Matki Bożej Pocieszycielki Łask oraz klasztor gdzie żył święty. Dołączamy do polskiej pielgrzymki, z przewodniczką która bardzo ciekawie opowiada o życiu św. Ojca Pio. Oglądamy przedmioty przez niego używane, szaty liturgiczne, przez szybę zaglądamy do jego celi by w końcu zatrzymać się na chwilę przy krzyżu, gdzie codziennie się modlił i otrzymał stygmaty.
Idziemy jeszcze na Monumentalną Drogę Krzyżową, której kamień węgielny poświęcił sam Ojciec kilka godzin przed swoją śmiercią 22.09.1968 r. Na uwagę zasługuje stacja V, gdzie Ojciec Pio przedstawiony jest jako Szymon Cyrenejczyk. Na szczycie, na końcu Drogi, stoi ogromny monument Chrystusa Zmartwychwstałego.
Całe miasteczko nastawione jest na obsługę pielgrzymów i turystów. Po wyjściu z terenu sanktuarium jest zagłębie pamiątkarskie. Dalej w drzwiach restauracji gości wita nikt inny jak postać Ojca Pio.
Z ostatniej chwili:
Właśnie wróciliśmy z procesji z obrazem Matki Bożej Łaskawej, na której spotkaliśmy naszego „anioła”.