Po przerwie spowodowanej pandemią i przymusowym lockdownem oraz przypadłościami zdrowotnymi, postanowiliśmy wyrwać się na kilka dni i pojechać przed siebie na rowerach. Wypad krótki – trzydniowy – ze względu na brak kondycji no i ogródek, który trzeba podlać, bo ogórki już dojrzewają.
Trasa: Wrocław przez Lubiąż do Głogowa
Dystans: 170 km
Dzień pierwszy
Planujemy jechać szlakiem rowerowym biegnącym wzdłuż Odry. W praktyce okazało się czasami niewykonalne.
Dzisiaj mamy w planie dojechać do Lubiąża. Wyjeżdżamy o godz. 9.00. Przed stadionem pada pytanie czy nakarmione są rybki Magdy (wyjechała z Olkiem do Bułgarii) – Nie! Tadzik wraca a ja czekam . Z 30 min. opóźnieniem jedziemy. Chciałam jechać wałem nad Odrą, no to mam. W Janówku, robiąc niewielkie koło wjeżdżamy na właściwą drogę. Droga piękna ale w pewnym momencie tak zarośnięta, że ścieżka jest szerokości kilkunastu cm. Żar leje się z nieba (320C). Dojeżdżamy do Brzegu, przejeżdżamy przez most i skręcamy na Prawików. Na horyzoncie niebo zmienia kolor. Gdy dojeżdżamy do Prawikowa zaczyna grzmieć i błyskać. Decydujemy się przeczekać w sklepie. Ledwo zdążyliśmy wejść do środka zaczyna mocno padać. Podobno w pobliskiej Krzydlinie było oberwanie chmury. Do celu zabrakło nam 4 km. Czekamy 1/2 godz. i jedziemy dalej.
Nasz nocleg to agroturystyka „Pod Dębami”, pokój z widokiem na pocysterski klasztor. Z tej perspektywy wygląda imponująco.
Opactwo Cystersów w Lubiążu jest jednym z największych zabytków tej klasy w Europie, będący jednocześnie największym opactwem cysterskim na świecie. Opactwo to nazywane jest arcydziełem śląskiego baroku. Zespół klasztorny jest drugim co do wielkości obiektem sakralnym na świecie
Idziemy piechotą na obiad do „Karczmy cysterskiej” mieszczącej się na terenie klasztoru. Jedząc obiad przypominają się dawne czasy, gdy jeździłam tutaj z koleżankami do Składnicy Muzealnej, mieszczącej się wówczas w salach poklasztornych. To były piękne dni! „Nie zna już dziś kalendarz takich dat”.
Siedząc przy murach klasztornych i zajadając się pysznym obiadem nie zdajemy sobie sprawy, ,że jesteśmy na początku ścieżki edukacyjnej „Śladami św. Jadwigi”. Rozpoczyna się przy klasztorze, dalej prowadzi obok kapliczki św. Jana Nepomucena z XVIII w. Dalej, idąc do naszej kwatery mijamy figurę Chrystusa „Ecce Homo”. Jest to figura dawnej Kalwarii lubiążskiej pochodząca z 1672 roku. Nie skręcamy do Lasku Św. Jadwigi, nie mamy siły, idziemy odpoczywać. Odpoczywanie długo nie trwa bo szybko zasypiamy!
Dzień drugi
Cel drugiego dnia to Miechów a ściśle agroturystyka „Hubertówka” mieszcząca się w dawnej leśniczówce.
Noc przeszła spokojnie. Wstajemy wcześnie i przed 8.00 jesteśmy w drodze. Jedziemy przez Gliniczną i Domaszków. Dalej szlak prowadzi nas przez Park Krajobrazowy „Dolina Jezierzycy”. Jedziemy przez las – tak jak lubimy. Tylko te komary! Ledwie się zatrzymujemy atakują całymi chmarami.
Mijamy Przyborów. W Dąbiu stoi wiata z napisem „Gościu siądź i odpocznij sobie”. Jak tak nas zapraszają to się zatrzymujemy. Gdy tak siedzimy i odpoczywamy podchodzi do nas mężczyzna, okazuje się że to tutejszy sołtys. Mówi, że wieś liczy tylko 21 numerów, chwali się swoimi dokonaniami i opowiada historię odbudowy drogi zniszczonej w czasie powodzi 1997 r. Radzi jechać drogą na skróty przez las do Rajczyna. Z początku jedziemy polecaną drogą, ale po jakieś 500 m rezygnujemy. Droga bardzo piaszczysta i trudno nią jechać. Trzeba było słuchać miejscowych! Od tego momentu coś nam nie wychodzi z zaplanowanej trasy. Co było do przewidzenia trochę kręcimy dodatkowe kilometry. Trzeba było słuchać sołtysa!
Pod Jemielnem kończy się dobra pogoda. Zaczyna padać i grzmieć. Siedzimy pod wiatą autobusową i przeczekujemy deszcz. Gdy zaczyna siąpić ruszamy w dalszą drogę. Za Jemielnem skręcamy na Śleszów i znowu piękną drogą przez las jedziemy do Ryczenia.
W Osetnie miejscowy bywalec ławeczki pod sklepem radzi jechać do Miechowa żwirówką przez las. „Wszyscy tamtędy jeżdżą więc droga jest przejezdna”. Tą wiadomość potwierdza pani, którą pytamy jak trafić na rzeczoną żwirówkę. Droga rzeczywiście przejezdna i prowadzi przez las, tak jak lubimy. Jedziemy nią 5 km W końcu dojeżdżamy do celu. Pan przyjmuje nas bardzo serdecznie ale jest zdziwiony, że przyjechaliśmy w taką pogodę. Jest to dawna leśniczówka. Obecnie to agroturystyka nastawiona głównie na dewizowych myśliwych. Na ścianach wisi pełno trofeów myśliwskich.
Przed 20.00 idziemy spać.
Dzień trzeci
Trzeciego dnia jedziemy do Głogowa. Rano, po śniadaniu, gospodarz raczy mnie opowieściami o dokonaniach myśliwskich. Cały salonik obwieszony jest różnego rodzajami poroży i wypchanymi zwierzętami.
Po pożegnaniu kierujemy się na Bełcz Wielki gdzie wjeżdżamy na Rowerowy Szlak Odry. W rzeczywistości istnieje teoretycznie na mapie bo w rzeczywistości nie jest oznakowany. Przy pomocy miejscowych trafiamy na właściwy kierunek. Szlak jest urokliwy, prowadzi wśród łęgów nadodrzańskich. Słychać różne odgłosy ptaków nawet żurawi, na łąkach pasą się sarenki. Od czasu do czasu połyskują małe jeziorka. Niestety atakują nas chmary komarów a droga to żwirówka z kałużami po niedawnym deszczu. Ale to drobnostka wobec pięknych widoków. Turyści raczej tutaj nie zaglądają jedynie wędkarze i służby utrzymania wałów przeciwpowodziowych.
Dojeżdżamy do Wyszanowa i kombinujemy jak nie trafić na główną drogę ze Szlichtyngowej do Głogowa. I znowu przy pomocy miejscowych trafiamy na właściwy kierunek. W Wilkowie spotykamy się z Dolnośląską Drogą Św. Jakuba. Zatrzymany pan, chyba sołtys, bardzo zachwala szlak i tłumaczy dokładnie jak mamy jechać. Chwilę odpoczywamy koło kościoła pw. Św. Jana Nepomucena i dalej w drogę. Wszystko dobrze ale znowu trafiamy na zarośniętą ścieżkę Trawy sięgają do pasa. W pewnym momencie ścieżka się kończy. Jest zupełnie zarośnięta. Skręcamy na Klucze i Serby Stare.
Ok. 1 km jedziemy główną drogą, przejeżdżamy przez most i skręcamy do stacji PKP. I to by była na tyle.
O godzinie 1500 jesteśmy we Wrocławiu.