Kodeń
W nocy zaczęło padać i tak pada, pada do godz. 1700.
Po Mszy św. i śniadaniu leniuchujemy.
Mamy szczęście do remontowanych kościołów. Ołtarz główny jest cały zasłonięty. Jedynie cudowny obraz Matki Boskiej widoczny jest pośród białych tkanin. Historię obrazu opisała w swojej książce Z. Kossak pt. „Błogosławiona Wina”
Wg przekazów książę Mikołaj Sapieha, który był dziedzicem okolicznych ziem poważnie zachorował. Wraz z rodziną postanowił więc wyruszyć w trudną podróż do Rzymu, żeby tam modlić się o uzdrowienie. Klękając przed cudownym wizerunkiem MB Guadalupe w Watykanie, Sapieha doznał cudownego uzdrowienia. Książę poprosił samego papieża o pozwolenie, by mógł ze sobą zabrać cudowny obraz. Papież się nie zgodził, wtedy też Sapieha przekupił kościelnego, wykradł wizerunek Maryi i szybko uciekł z Rzymu. Za nim ruszył papieski pościg, jednak było już za późno. W ten sposób obraz MB znalazł się w Kodniu. A wzburzony papież rzucił na księcia najwyższą kościelną karę, czyli ekskomunikę. (wg. Wikipedii)
Gdy byliśmy tutaj 30 lat temu trafiliśmy na zjazd rodziny Sapiehów, którzy przyjechali z kilku krajów Europy na swoje dawne włości.
Deszcz przestaje padać więc idziemy na spacer po klasztornych ogrodach zjadani przez komary. Wg założenia to ogród przypominający labirynt. Jego kształt ma nawiązywać do rozwijających się płatków róż, te natomiast mają kojarzyć się z różańcem i podkreślać religijny charakter tego miejsca. Idziemy też przez fragment Kalwarii, wstępujemy do kościoła Św. Ducha z krucyfiksem z figurą uśmiechniętego Chrystusa.
Natomiast nie idziemy nad Bug ze stojącym tam słupem granicznym – życie nam miłe, bo komary nieustannie atakują.












