Czas: 4 -9.06
Trasa: Wrocław – Osolin – Ruda Sułowska – Wąbnice – Sadków – Wrocław
Długość trasy: 201 km
Wspomnienia:
– Pani Zosia (opiekunka mamy) daje nam „wolne” na tydzień. Nie namyślając się pakujemy sakwy, bierzemy rowery i w drogę.
– Mamy mało czasu, więc jedziemy w najbliższe okolice Wrocławia
– Noclegi rezerwujemy w gospodarstwach agroturystycznych.
– Pierwszy raz jadę bez sakw. Bagaże ma tylko Tadzik. Bardzo mi się to podoba.
– Na początku drogi pogoda nam nie sprzyja. Pada deszcz. Potem się rozjaśnia, ale nie ma widoku na upały.
– Jadąc przez podwrocławskie osiedla „podziwiamy” różnego rodzaju budowle w jakich mieszkają wrocławianie. Niektóre to prawdziwe rezydencje, a niektóre to straszydła. Ale i istnieją również zabudowania prawdziwie wiejskie
– Pierwszy nocleg to nie gospodarstwo agroturystyczne, ale ośrodek wypoczynkowy w Osolinie. Wyglądem i wyposażeniem pamięta czasy PRL-u. Domki z dykty, skromne wyposażenie, ale czysto. Właściciel bardzo miły, ale podaje nam pyszny obiad. Jesteśmy jedynymi mieszkańcami. Ośrodka pilnują dwa dobermany!.
– Wieczorem idziemy nad staw i napawamy się pięknem przyrody i ciszą. Żaby kumkają, ptaki ćwierkają, po wodzie pływają kaczki. Nie ma komarów!
– Następny etap wiedzie nas do Rudy Sułowskiej. Niestety deszcz popaduje, na szczęście w kratkę.
– Za Pększynem jedziemy piękną aleją dębową.
– Za Żmigrodem wjeżdżamy w krainę stawów. Woda, trzciny i ptaki
– W Niezgodzie przeczekujemy deszcz na przystanku autobusowym. Po kilku kilometrach orientuję się, że zostawiłam bidon. Tadzik bohater wraca w strugach deszczu i w silnym wietrze. Ja czekam pod dębem niczym Laura albo Penelopa. Po godzinie ukochany wraca ze zgubą. Okazuje się , że w międzyczasie ktoś wypił całą zawartość, ale bidon zostawił. Dobre i to.
– W Rudzie Sułowskiej czeka nas wygodny nocleg i pyszny obiad (smażony karp).
– Po smakowitym śniadaniu znowu w drogę. Po 1,5 km znowu stwierdzam, że nie mam bidonu. Tym razem ja wracam skruszona. Jedziemy przez piękne okolice. Dookoła słuchać rechot żab, śpiewy ptaków. Słychać nawet żurawie.
– W Sułowie zatrzymujemy się pod kościołem i znowu w drogę. Jedziemy, więcej prowadzimy rowery, przez las. Droga piękna, ale piaszczysta.
– Za Miliczem skręcamy na szlak prowadzący pomiędzy stawami. Od czasu do czasu mijamy miejsca obserwacji ptaków.. Niezapomniane widoki. Chciało by się tam pozostać i patrzeć i słuchać.
– Za Rudą Milicką ostatnie dwa km przed Wąbnicami to droga pod górkę i przez piach. Tylko płakać. Dobrze, że nie pada.
– W Wąbnicach, w gospodarstwie „Pod jesionami” znowu śpimy w luksusach. Na terenie gospodarstwa znajduję się dwa stawy.
– Wieczorny spacer prowadzi nas na wzniesienie, gdzie stoi zrujnowany mauzoleum Hochbergów.
– W Wąbnicach pozostajemy jeden dzień. Jest to Boże Ciało. W procesji uczestniczymy w Wierzbicach.
– Po procesji jedziemy na krótki objazd stawów krośnickich. Po drodze w Krośnicach wstępujemy na Drogę Krzyżową usytuowaną w lasku w sąsiedztwie cmentarza- Zatrzymujemy się na chwilę przy domu zbudowanym z rudy darniowej.
– Pętla wokół stawów to 9 km ścieżka edukacyjna. Wiedzie wśród starych dębów, groblami pomiędzy stawami.
– Na ostatni nocleg mamy zjawić się dopiero po godz. 16. Jedziemy więc okrężną drogą znowu pomiędzy stawami. Przez Potasznię i Joachimówkę jedziemy nie tylko ścieżkami rowerowymi ale i drogami przeznaczonymi do jazy konnej. Podziwiamy pomnikowe dęby, olchy i sosny. Wchodzimy na wieżę obserwacyjną. Przez chwilę podglądamy mamę kaczkę ze stadkiem malutkich kaczuszek.
– Pomiędzy stawami Jan i Uroczym podchodzi do nas strażnik. Chyba myślał, że kłusujemy i że gdzieś mamy ukrytą żyłkę. Nic z tego!
– Powoli zjeżdżamy w kierunku Twardogóry. Zaczynają się prawdziwe Alpy. Bardzo długi podjazd za Goszczą. Ale potem w nagrodę długi zjazd. Niestety nawierzchnia drogi nie pozwala na szybką jazdę. Ostatnie 2 km to znowu prowadzenie rowerów przez piach.
– Ostatni nocleg przypada w Sadkowie. Gospodarze jak i inni mieszkańcy szykują się do oglądanie meczu Polska – Grecja. Zaczyna się EURO 2012. Wieczorem pada deszcz. A my siedzimy na tarasie i odpoczywamy.
– Ostatni etap prowadzi przez Łozinę, gdzie wstępujemy do ks. Stasia. Chwilę modlimy się przed obrazem Matki Boskiej Tuligłowskiej i powoli wracamy do domu.
– Z okolicznych wzgórz widać Most Rędziński i Sky Tower – widoczny znak, że meta jest tuż tuż.
Komentarze (1)
There’s certainly a great deal to learn agout this topic.
I really like aall the points you have made.