Przygotowując się (duchowo i materialnie) do pielgrzymki uznaliśmy że nie godzi się wyruszać na szlak Camino de Santiago nie nawiedziwszy wpierw Tej która jest Matką wszystkich pielgrzymów.
A zatem-
CZĘSTOCHOWA 2014
Czas jazdy: 13 – 17 maja
Trasa: Wrocław – Częstochowa
Długość trasy: 228 km
Uczestnicy: Kasia, Tadzik
Wspomnienia:
– Po Mszy św. zaczynamy nasze pielgrzymowanie od progu domu.
– Przejazd przez Wrocław, a zwłaszcza jego przedmieścia nie sprawia wielkiej przyjemności – dużo samochodów a zwłaszcza ciężarówek i autobusów.
– Niedogodności drogi rekompensują pięknie kwitnące pola rzepaku i odurzający jego zapach.
– W Michalicach Wielkich przypadkowo zatrzymujemy się przed domem, gdzie mieści się prywatne muzeum państwa Golińskich (twórcy zespołu „Gieni Dudki”). Wpadam w ramiona p. Golińskiej i przez długi czas nie mogę się z nich wyrwać. Zna Muzeum Etnograficzne i kilka osób w nim pracujących. Po oglądnięciu części zbiorów i wytłumaczeniu, że nie mam czasu jedziemy dalej.
– W Ligocie Książęcej chcemy wstąpić do kościoła – sanktuarium Najświętszej Marii Panny Wniebowziętej gdzie znajduje się cudowny obraz przywieziony po wojnie z Otyni (dzisiejsza Ukraina). Niestety wszystko pozamykane, nawet nie ma tablicy informacyjnej.
– Przed Smarchowicami zostajemy ukarani za chęć jazdy na skróty. Jedziemy przez las prowadzeni przez GPS. Tadziowi przypominają się Wodziłki! Ale jakoś przejechaliśmy i docieramy do Józefkowa na pierwszy nocleg.
– Józefków leży nad zalewem naprzeciwko Michalic k. Namysłowa, a gospodarstwo agroturystyczne „Nad zalewem” położone jest rzeczywiście nad sama wodą.
– Następnego dnia jedziemy do Wolęcina.
– Przejeżdżamy przez Maciejów – wieś gdzie mieszkał ks. Jan Dzierżon – reformator i propagator pszczelarstwa.
– Wjeżdżamy w region dwujęzycznych nazw miejscowości: polskich i niemieckich. Jest to też region drewnianych kościołów. Prawie w każdej wsi stoi piękna drewniana świątynia.
– Aby uniknąć jazdy ruchliwymi drogami jedziemy drogami alternatywnymi co kończy się przejechaniem 84 km. Ostatnie 3 km Prowadzą polną drogą. Miejscowy informator sprzed sklepu twierdził że „rowerem przejedzie”. Na początek jedziemy przez rozjechaną glinę ( dobrze że wyschniętą) później kamienia a na końcu ścieżką zarośniętą trawą. Tadzik przejechał, ja nie dałam rady i musiałam rower poprowadzić.
– Gospodarstwo agroturystyczne „U źródeł Prosny” w Wolęcinie położone jest na końcu wsi. Cisza, spokój. Gospodarze bardzo mili.
– Ostatni dzień prowadzi nas do Częstochowy. Rano pada niewielki deszcz, ale później się przejaśnia.
– Teren coraz bardziej pagórkowaty i niestety zaczyna wiać wiatr i robi się zimno.
– Ostatnie 15 km to, przynajmniej dla mnie, prawdziwe wyzwanie. Jedziemy drogą krajową pełną pędzących samochodów a zwłaszcza ogromnych ciężarówek, które dosłownie zdmuchują nas z drogi. Górki, wiatr i ciężarówki – coś okropnego. Ale przez ostatnie 10 km na horyzoncie widoczna jest wieża kościoła na Jasnej Górze. To dodaje sił i przekonania że jesteśmy pod dobrą opieką.
– Zatrzymujemy się na nocleg w „Pokojach Gościnnych pod Klasztorem” jakieś 100 m. od murów Jasnej Góry. Pani gospodyni daje nam lepszy pokój po niższej cenie za „wytrwałość i dzielność”
– Wieczorem idziemy na Mszę św. i Apel Jasnogórski. Zaczyna padać deszcz.
– Następnego dnia jedziemy autobusem do oddalonych o 33 km Gidli gdzie znajduje się sanktuarium Matki Boskiej Gidelskiej. Piękna barokowa świątynia a w niej, w bocznej kaplicy niewielka figurka ( 9 cm) Matki Bożej. Jesteśmy sami w wielkiej świątyni. Jest czas na modlitwę i wyciszenie.
– Na zakończenie idziemy na lody – coś nam się należy!
– Do Wrocławia jedziemy pociągiem. Cały czas leje deszcz. Na dworzec przyjeżdża po nas Igor samochodem.
– Znajomi nie mogą uwierzyć, że mieliśmy pogodę. We Wrocławiu i nie tylko, cały czas padało i było zimno. Widać byliśmy pod dobrą opieką.