Trasa: Pompeje – Seminara
Dystans: 431 km
Po nieprzespanej nocy zbieramy się i ruszamy na ostatni etap dzielący nas od Kalabrii. Jedziemy cały czas autostradą ale im niżej „buta włoskiego” jest coraz ciekawiej. Krajobraz robi się górzysty i nawet tunele, przez które, przejeżdżamy tak bardzo nie przeszkadzają.
W Seminarze Danusia z Antoniem już na nas czekają z obiadem. Nie musimy gotować na kuchence ani rozbijać namiotu. Przez pięć dni będziemy rezydować w domu rodzinnym Antoniego.
Po obiedzie jedziemy na plażę by nareszcie wykąpać się w morzu. Plaża trochę kamienista ale woda jest przeźroczysta, ciepła, lazurowa i słona jak trzeba. Jest cudownie.
przeźroczysta, ciepła, lazurowa i słona jak trzeba. Jest cudownie.
Seminara
Seminara była kiedyś ważnym miastem większym niż pobliskie Palmi. Produkowano tutaj m.in. jedwab. Niestety została dwukrotnie zniszczona przez trzęsienia ziemi: w XVI i XX wieku. Obecnie jest to podupadle miasteczko. Dużo domów nie remontowanych popada w ruinę.
Antonio oprowadza nas po swoim rodzinnym miasteczku. Idziemy mocno pod górę do ruin zamku i ruin konwentu Kapucynów. Podobno było tu kiedyś 24 kościoły. Po trzęsieniach ziemi zostały tylko 4, w tym nowa cerkiew prawosławna (mieszka tu dużo Bułgarów).
W centrum stoi kościół z Czarną Madonną umieszczoną w ołtarzu. Pochodzi podobno z IX w. i jest bardzo czczona przez okoliczną ludność.
Gościnni gospodarze obwożą nas po okolicy. Jedziemy czasem drogami, gdzie nie zapędzają się turyści.
W tarasów pobliskiego Palmi podziwiamy widoki rozciągające się u naszych stóp i spoglądamy na Sycylię, która znajduje się na wyciągnięcie ręki. Tuż za Palmi znajduje się góra Monte S.Elia o wysokości ponad 500 m npm. Z jej szczytu rozciągają się jeszcze piękniejsze widoki. Stoi tutaj mały kościółek z figurą Matki Boskiej „Górskiej” W tych dniach trwają tutaj wielkie uroczystości ku jej czci. Przyjeżdżamy tutaj jeszcze raz wieczorem na pizzę do restauracji i aby jeszcze raz popodziwiać tym razem światła Palmi i pobliskiej Messyny na Sycylii.
Następną atrakcją, którą nam zaserwowali gospodarze jest grota w której żył w 860 r. pustelnik S. Elia. Bocznymi dróżkami jedziemy wśród gajów oliwnych. Mijamy wiele potężnych drzew. Niektóre oliwki podobno mają ok. 300 lat. Zdarzają się okazy sięgające 30 m wysokości. Gaje rozświetlone słońcem rozbrzmiewają koncertem cykad.
Dojeżdżamy do groty. Wspinamy się do niej po stromej ścieżce. Grota jest nie duża, wilgotna. Z sufitu, do specjalnego naczynia, skapuje woda, której można się napić. Miejsce jest odwiedzane przez pielgrzymów, o czym świadczą zawieszone wota.
Następnym celem jest Scila – miasteczko nad samym morzem, nastawione na obsługę turystów. Góruje nad nim zamek. Schodzimy, krętymi uliczkami prawie nad samą wodę. W okolicach portu część domów stoi tuż nad wodą. Pomiędzy domami, do wody schodzą bardzo wąskie i bardzo strome uliczki. Przyjemnie przejść się stromymi uliczkami i poczuć atmosferę tego miasteczka.
Regio di Calabria to najważniejsze miasto Kalabrii. Zatrzymujemy się tutaj tylko na chwile. Z trudem znajdujemy miejsce parkowania. Idziemy na przechadzkę po głównej promenadzie. Ścisk i hałas – jest sobota i wszyscy czują się w obowiązku być w tym miejscu. Wracamy główną ulica handlową i uciekamy do domu do spokoju.
Następnego dnia zostaliśmy też zawiezieni do Serra San Bruno leżącego w górach. Znajduje się tam certosa (klasztor) kartuzów, którego początki sięgają XI w. Jedziemy na wysokość 760 m npm. Droga oczywiście bardzo kręta i stroma. Wije się wśród pięknych lasów, w których podobno jest dużo grzybów głównie prawdziwków. Zatrzymujemy się w centrum miasteczka na chwile odpoczynku i posmakowania specjalności Kalabrii canollo – rurki z kremem zrobionym z serka ricotty. Gdy zamierzmy udać się w dalszą drogę samochód odmawia posłuszeństwa. Miejscowy mechanik po uruchomieniu silnika radzi nie gasić aż do powrotu do domu. Mimo tego jedziemy do celu naszej wycieczki – nadal czynnego klasztoru kartuzów, położonego, w lesie, niedaleko centrum wioski. Jest to obecnie miejsce licznych pielgrzymek. Klasztor był pierwszym z ośrodków zakonnych zbudowanych we Włoszech przez Św. Bruna w roku 1091. (Święty Bruno był założycielem zakonu kartuzów). Kilkaset metrów dalej, w lesie, znajduje się kościół Świętej Marii Leśnej (Santa Maria del Bosco), a obok mała sadzawka, z posągiem klęczącego Św. Bruna w wodzie. Danusia z Antoniem siedzą w samochodzie a my z Tadziem prawie w biegu robimy zdjęcia i wracamy do naszego zbuntowanego pojazdu. Czuję się jak na amerykańskiej wycieczce. Wracamy inną, równie piękną drogą ale pełną dziur. Dobrze, że udaje się nam ją zjechać jeszcze za dnia.