„W drogę z nami wyrusz Panie”
Rozpoczynamy naszą pielgrzymkę do św. Józefa: w Świdnicy i w Krzeszowie. Wyjeżdżamy o godz. 8.10 . Meteorolodzy straszą deszczami ale na razie nie pada. Jedziemy przez Muchobór Wielki do Mietkowa. Przy kościele pw. Michała Archanioła stoi ciekawy obelisk „Bóg blisko” wskazujący kierunek do nieba. Na Karcznej Górze stoją dwa krzyże pokutne datowane na XIV-XVI w. . Stoją na terenie lotniska, więc można je oglądać przez siatkę. Niestety krzyże są zarośnięte trawą więc słabo widoczne.
Na chwilę zatrzymujemy się w Sośnicy. Znajduje się tutaj gotycki kościół z XIII w. W XVIII w. dobudowano tutaj kaplicę z repliką Świętych Schodów (Scala Sancta). Były one wzorowane na znajdujących się obecnie w Rzymie schodach, po których Chrystus miał iść na przesłuchanie do Piłata. Tradycyjnie wchodzi się po nich na kolanach, jest to swego rodzaju modlitwa ciałem. W stopniach umieszczone są małe szklane kapsułki, w których są relikwie. Jedziemy w kierunku Mietkowa. Niebo ciemne, wiatr niesie wilgoć. Na skrzyżowaniu w Piławie stoi krzyż i tablica upamiętniająca pomordowanych na Ukrainie. W Mietkowie skręcamy na Maniów. Zatrzymujemy się na chwilą przed ruinami pałacu. Ale nasz cel jest inny-jedziemy dalej. W Proszkowicach stoją dwa krzyże pokutne. Uparłam się aby do nich dojechać. No i dojechaliśmy. Stoją na końcu wsi, na rozstajach dróg obok przystanku autobusowego. Kiedyś stały tutaj trzy krzyże. Obecnie jeden z nich został umieszczony w Muzeum w Sobótce. Na ławeczce, pod wiatą autobusową stoi „dyżurna” literatka dla potrzebujących. Jedziemy dalej. Pałac-hotel w Kraskowie stoi za zamkniętą bramą. Trudno go zobaczyć dokładnie. Za Stanowicami stoi następny kamienny krzyż pokutny a 100 m dalej ustawiono krzyż drewniany z figurą Ukrzyżowanego. Ścieżką rowerową dojeżdżamy do Pszenna i tu kończy się przyjemność. Wjeżdżamy na główną szosę pełną samochodów. Musimy jechać poboczem. Do Świdnicy jedziemy już ścieżką rowerową. Przy pomocy miejscowych trafiamy na ul. Zamkową na nasz nocleg. Jest to Dom Rekolekcyjny Kościoła Zielonoświątkowców. Mieści się w starym kompleksie zamkowo-klasztornym. Pani, z którą uzgadnialiśmy nocleg czeka na nas z kluczami. Dostajemy miły pokoik z łazienką. Po krótkim odpoczynku idziemy coś zjeść. Ale to nie takie proste. Większość lokali oferuje ciastka, herbatę, kawę i piwo. W końcu znajdujemy pizzerię, w której jemy normalny obiad. Najedzeni wracamy do naszego pokoju. O godz. 18.00 idziemy do Sanktuarium św. Józefa Oblubieńca Matki Bożej znajdującego 600 m od naszego lokum .Po Mszy Św. nareszcie możemy odpocząć. Drugi dzień naszej pielgrzymki to dzień ciężki i nieciekawy. Od rana pada i( nie jest to mżawka) często wieje zimny wiatr. Jemy śniadanie i w drogę. Jedzie się ciężko. Są to okolice Wałbrzycha i zaczęły się górki. Jedziemy góra, dół, częściej góra. Przed Szczawnem akumulator w moim rowerze domaga się „dokarmienia”. Zatrzymujemy się na stacji BP a uprzejma pani podłącz nas do prądu.. Po jakiś 20 min jedziemy dalej. Pani objaśnia nam jak się nie zgubić, bo budują nową drogę. Za Szczawnem zaczyna się ostry podjazd. Prowadzimy rowery w deszczu po wąskiej, krętej drodze wśród samochodów. „Sama przyjemność” W Czarnym Borze skręcamy z głównej drogi i kierujemy się do Krzeszowa. Gdyby nie pomoc tubylców pojechalibyśmy przez Kamienną Górę o wiele dalej. Oznakowanie skrętów na całej trasie „do kitu”. Przemoknięci do ostatniej nitki docieramy do celu. Idziemy coś zjeść i jedziemy do Betlejem. Jest to przysiółek leżący 2 km od wsi. Betlejem zostało założone w latach 1676-1680, przez opata krzeszowskiego Bernarda Rosę. Letni pawilon był pierwotnie przeznaczony jako miejsce modlitwy i kontemplacji opata. Ozdobiony jest pięknymi malowidłami. Niestety nie jest nam dane je oglądnąć, bo udostępniany jest tylko w soboty i niedziele. Obok usytuowany jest Gościniec „Betlejem”- nasz nocleg. Dostajemy pokój z balkonem z widokiem na Pawilon na Wodzie. Przebieramy się w suche ubrania i możemy odpocząć. Później jedziemy 2 km do Krzeszowa do Sanktuarium św. Józefa na nowennę i Mszę św. XVII- wieczna świątynia ozdobiona imponującymi freskami Michała Willmana. Jest ich ponad 50 i przedstawiają sceny z życia św. Józefa. Jest to największy zbiór fresków na północ od Alp. Przez lata kościół był otoczony rusztowaniami i trudno było docenić ogrom dzieła Willmana. Rusztowania zniknęły i można podziwiać do woli. Największym sentymentem darzę fresk przedstawiający zgubienie Jezusa umieszczony nad konfesjonałem zaraz przy wejściu. Ks. Jerzy Kos, który często bywał z nami na rekolekcjach małżeńskich nawiązywał na jego podstawie, do zagubienia Jezusa w małżeństwie. Po Mszy Św. wracamy i oddajemy się błogiemu lenistwu. Gościniec położony jest w lesie. Cisza aż dzwoni w uszach. Tego nam było potrzeba. Następnego dnia mamy w planie wyjazd do Lubawki. Jesteśmy tam umówieni telefonicznie z miejscowym proboszczem, który obiecał nam pokazać kościół pw. św. Krzysztofa w dawnych Ulanowicach obecnie dzielnica Lubawki. . Przez wiele lat chciałam tam dotrzeć ale się jakoś nie udawało, mimo że w Krzeszowie byłam wiele razy. Nie pada! Poranek chłodny, pogodnie optymistyczny. Pani gospodyni radzi nam wybrać drogę przez las do Przybojowa, a potem starą drogą do Lubawki. Zaczyna się prowadzeniem rowerów po kamienisto żwirowej drodze pod górę ok. 1 km. Na wzniesieniu rozciąga się piękny widok na okolicę. W dół zjeżdżamy już na rowerach. Dojeżdżamy do Przybojowa i na tym kończy się nasz „wspaniały” plan. Stara droga do Lubawki nie istnieje. Budują na niej ekspresową drogę S3 do Czech. Kilka kilometrów musimy jechać główną drogą. Nie jest źle. W Lubawce siedzimy na rynku, bo przyjechaliśmy trochę za wcześnie. Jesteśmy umówieni na 13.00. Po krótkiej przerwie jedziemy od Ulanowic. Kościół powstał na zlecenie opata krzeszowskiego Bernharda Rosy, jako miejsce pielgrzymkowe związane z kultem Czternastu Świętych Wspomożycieli. Prowadziła do niego droga , przy której stało 14 kolumn z poszczególnymi Świętymi Wspomożycielami. Niestety kolumny już nie istnieją. Punktualnie o 1300 zjawia się ks. Proboszcz. Bardzo miły i uprzejmy. Długo opowiada nam o kościele i trudnościach z remontem i konserwacją wnętrza. Trzeba dużych pieniędzy aby kościół odzyskał swój dawny blask. Ksiądz poświęcił nam prawie godzinę, na zakończenie dał nam folderki, w których opisani są poszczególni święci. Żegnamy się i jedziemy do Chełmska Śląskiego gdzie główną atrakcją są Domki Tkaczy zwane Dwunastu Apostołów. Kilka kilometrów ostro w dół. To lubię. Zespół dwunastu domów tzw. „Dwunastu Apostołów” z 1707 r., wybudowany z inicjatywy cystersów z Krzeszowa dla tkaczy płótna z Czech. Później prosto do Krzeszowa. Wieje silne wiatr. Dzięki za elektryczne wspomaganie mojego roweru! Wieczorem idziemy na Mszę Św. tym razem do Bazyliki . Jest to barokowy kościół wchodzący w skład dawnego opactwa cystersów zbudowany w latach 1728–1735. Główne Sanktuarium Maryjne diecezji legnickiej. W ołtarzu głównym umieszczony jest cudowny obraz Matki Bożej Łaskawej. Cały barokowy wystrój dosłownie „wbija w ziemię”. Ostatniego dnia zmiana planów. Mieliśmy jechać do Jeleniej Góry,ale jedziemy do Marciszowa. Życie i drogowcy zweryfikowali nasze plany. Z Krzeszowa wyjeżdżamy piękną, nową ścieżką rowerową prowadzącą do Kamiennej Góry. Ścieżka prowadzi przez pola, z dala od zabudowań i szosy. Wybudowane są nawet MOR-y z ławeczkami i możliwością dopompowania roweru. W Kamiennej Górze luksus się kończy. Budowa drogi S3 utrudnia jazdę. Jedziemy wśród ciężarówek i aut osobowych. W pewnym momencie skręcamy na Raszów. Droga ostro w górę, ale asfaltowa. W Raszowie skręcamy na szlak w stronę Wieściszowic i Kolorowych Jeziorek. I tutaj rozpoczyna się horror. Droga oznaczona jako ścieżka rowerowa no chyba dla rowerzystów typu Maja Włoszczowska. Rozmyta przez niedawne deszcze, kamienista, na początku rozjeżdżona przez ciągniki i do tego w górę. Co nas podkusiło aby jechać przez Rudawy Janowickie? Po długim podejściu nareszcie w dół, co nie znaczy, że zjechać. Rowery trzeba trzymać mocno na hamulcach aby nie „uciekły. Spotykamy turystów, którzy idą oglądać Kolorowe Jeziorka. My mamy już dosyć. Idziemy nie zatrzymując się. W Wieściszowicach nareszcie normalna droga i asfalt. Zjeżdżamy do Marciszowa. Mamy dużo czasu do odjazdu pociągu do Wrocławia, więc decydujemy się pojechać wcześniejszym do Jeleniej Góry aby tam spokojnie załadować się i pojechać do domu. Idziemy na pyszny obiad do pierogarni „Gitarą i Piórem” Naprzeciwko znajduje się Sanktuarium Krzyża Świętego. Z zachwytem oglądamy piękne wnętrze z okazałym ołtarzem. Nieplanowane i cudowne zakończenie naszej pielgrzymki.